Kopalnia Maria Concordia
- Wojciech Kopaszewski

- 6 paź
- 3 minut(y) czytania
21 września 2025 r.

Przedostatnia wrześniowa sobota zapowiada się znakomicie, atrakcją dnia będzie nurkowanie w zalanej kopalni Maria Concordia w Sobótce. Ruszamy z Wrocławia około 8 rano. Na niebie ani jednej chmurki, zapowiada się słoneczna pogoda na cały dzień. Na nurkowaniu będzie nas sześciu: Piotr, Tomek, Piotrek, Sylwek, Dmytro i ja. Podzielimy się na dwa zespoły. Zespół pierwszy, złożony ze mnie, Dimy i Sylwka, będzie nurkował w korytarzach położonych na głębokości 6 metrów. Zespół drugi: Tomasz, Piotr i Piotrek zwiedzi korytarz na głębokości 20 metrów, a następnie będzie nurkować w jednym z korytarzy na 6 metrach.
W Sobótce napotykamy pewną trudność z dojazdem, a mianowicie trwa remont najważniejszego skrzyżowania w mieście. Korzystamy z objazdów i z małym opóźnieniem docieramy na miejsce. Wypakowujemy sprzęt z auta. Ja będę nurkował w konfiguracji sidemount, a Sylwek i Dima — z twinami. Omawiamy plan nurkowania: ustalamy kolejność płynięcia, ciśnienie, przy którym zawracamy, możliwość rekalkulacji gazu (mamy po trzy butle na osobę, więc sporo, biorąc pod uwagę głębokość nurkowania) oraz czas, jaki zamierzamy spędzić pod wodą.
Ubieramy się w ocieplacze i zakładamy uprzęże do zjazdu. Mamy do pokonania około 30 metrów w szybie kopalni. Zjeżdżamy pojedynczo. Na dole panuje przyjemny chłód. Nasze butle i reszta sprzętu też już tu są. Szykujemy się do wejścia do wody, bez pośpiechu, bez ponaglania.
Wchodzę do wody pierwszy, przypinam butle i po chwili pojawiają się koledzy. Mam problem z przypięciem wężyka do inflatora, pomaga mi Dima. Gdy upewniamy się, że wszystko jest w porządku, powoli się zanurzamy. Ja prowadzę, za mną płynie Dima, a Sylwek jest ostatni; z godnie z planem w takiej kolejności będziemy poruszać się pod wodą. Przymocowuję poręczówkę do stalowej konstrukcji i kieruję się w stronę pierwszego korytarza. Tam mocuję kołowrotek do stałej poręczówki i zakładam ciasteczko. Latarką upewniam się, czy z kolegami wszystko w porządku, i ruszamy dalej.

Po przejściu przez restrykcję widać korytarz, woda kryształowa, wizura znakomita. Płyniemy jednym korytarzem, dopływamy do końca, robimy zwrot i dochodzi do niezaplanowanej zmiany szyku. Teraz pierwszy płynie nie Sylwek, jak powinno być, ale Dima. Dopływamy do szybu, sprawdzamy ilość gazu i postanawiamy kontynuować nurkowanie.

Penetrujemy kolejny korytarz (już w zaplanowanej kolejności), delektując się widokami, po czym zawracamy. Znów dopływamy do szybu i powtarzamy wcześniej zrobiony korytarz; gazu mamy jeszcze mnóstwo.
Wpływamy do niego, woda nie jest już tak klarowna, ale wciąż jest fantastycznie. Nurkujemy spokojnie, bez pośpiechu. Po dopłynięciu do końca zawracamy i przy szybie spotykamy chłopaków z drugiego zespołu. Czekamy, aż rozpoczną wynurzanie i popłyną do góry. Po pewnym czasie daję znak kolegom z mojego zespołu, że rozpoczynamy wynurzenie.
Rozmontowujemy sprzęt i na szybko dzielimy się wrażeniami. Powrót na górę odbywa się tą samą drogą co zjazd, a tam już rozgrzewa się grill co stanowi dodatkową atrakcję.
Po oswobodzeniu się z ocieplaczy i ubraniu zwykłych ciuchów, w zespole w którym nurkowałem, omawiamy przebieg nura, dzieląc się spostrzeżeniami. Dyskutujemy również o nieoczekiwanej zamianie szyku, która w pewnym momencie miała miejsce. Każdy się wypowiada, każdy ma szansę przedstawić swoją relację z przebiegu nurkowania.
Omówienie nurkowania po jego zakończeniu ma na celu uczenie się i zapamiętanie tego, co nam nie wyszło, ale też to, co zrobiliśmy dobrze. Warto pamiętać, że każde nurkowanie może być okazją do nauki.
Kopalnia Maria Concordia to miejsce, do którego warto wracać i do którego jeszcze wrócimy.
Dziękuję kolegom, z którymi nurkowałem za wspaniałe towarzystwo i udane zanurzenie (i wynurzenie).
Osobne podziękowania kieruję do chłopaków obsługujących kopalnię.
Zdjęcia pochodzą z filmów nagranych przez Dimę.







Komentarze