Zimnik – czy zakomunikowanie swoich potrzeb jest ważne ?
- Wojciech Kopaszewski

- 29 cze
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 3 lip

Zimnik to zbiornik, który znany jest wielu nurkom - to zalane wyrobisko granitu we wsi o tej samej nazwie. Dzisiejsze nurkowanie odbywam w parze z Dmytrem. W planie mamy 45 minut myszkowania przy dnie lub wynurzenie przy osiągnięciu ustalonego ciśnienia w butlach. Na 6 metrach zaplanowana jest zmiana gazu na tlen i krótka dekompresja.
Po zmontowaniu sprzętu i omówieniu planu nurkowania oraz przewidywanego przebiegu, ruszamy do wody. Zanurzamy się – ja w konfiguracji sidemount, Dima w pożyczonym twinsecie. Już na wejściu widać, że widoczność nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Zawisamy w toni nad platformą, wykonujemy wzajemną kontrolę wizualną, a następnie każdy z nas przeprowadza S-drill. Wszystko gra – schodzimy niżej. Widoczność pogarsza się z każdym metrem. Prowadzę nurkowanie i zgodnie z planem rozpoczynam poszukiwanie poręczówki. Nie odnajduję jej, więc decyduję się na alternatywną trasę – płyniemy w lewo, przy dnie, opływając cały zbiornik. Widzimy niewiele. Latarki służą bardziej do komunikacji niż do realnego oświetlania otoczenia. Płyniemy spokojnie, momentami da się dostrzec znajome elementy: maskę przeciwgazową, zbiornik paliwa od motocykla, duże głazy – wszystkie dobrze znane. Miejscami widoczność spada do kilkudziesięciu centymetrów – w świetle latarki widać jedynie zawiesinę. Spoglądam lekko w bok i upewniam się, że widzę światło Dimy. Daję znak OK i niemal natychmiast dostaję odpowiedź. Tak co kilka minut – spokojnie, rutynowo. W nawigacji naturalnej wspomagam się kompasem. Płyniemy dalej. W pewnym momencie dostrzegam gwałtowne ruchy światła – odwracam się, a Dima pokazuje sygnał wynurzenia – osiągnął ustalone ciśnienie. Zgodnie z procedurą wznosimy się powoli. Woda staje się cieplejsza, widoczność lekko się poprawia.

Na 6 metrach, zgodnie z założeniami, przechodzimy na tlen. Przed nami krótka, 10-minutowa dekompresja – dobra okazja, by poćwiczyć zawiśnięcie w toni. Czas mija szybko. Kończymy deko, wynurzamy się, wychodzimy z wody i pakujemy sprzęt. Całe nurkowanie trwało 54 minuty. Na brzegu pojawiło się już sporo innych nurków – znak, że Zimnik cieszy się sporą popularnością - była nawet ekipa z Krakowa.
Rozmowy po nurkowaniu – czego zabrakło
W drodze powrotnej do Wrocławia analizujemy nurkowanie. Dmytro wspomina, że na początku chciał poświęcić kilka minut na oswojenie się z pożyczonym twinsetem. Ja z kolei zauważam, że tempo ubierania się przed wejściem do wody było dla mnie zbyt szybkie – w tym pośpiechu zapomniałem o zapasowej latarce.
Zawiodła komunikacja, żaden z nas tego nie powiedział – Dima, że chciałby na początku nurkowania ułożyć się w pożyczonym twinsecie a ja, że za szybko się ubieramy ! Zabrakło wyartykułowania tego, czego każdy potrzebował. Warto pamiętać, że komunikacja to proces, w którym informacja musi nie tylko zostać nadana, ale i zrozumiana przez odbiorcę. Warunkiem koniecznym jest jednak to, by w ogóle miała miejsce. Brak komunikacji czy pośpiech to czynniki, które mogą wpłynąć na przebieg nurkowania, na wydajność poszczególnych nurków i całego zespołu (np. zapomnienie o zapasie światła przy nurkowaniu jaskiniowym to już poważna sprawa).
Nasze nurkowanie przebiegło jednak spokojnie i bez incydentów, ale omawiając je w drodze powrotnej do Wrocławia wyszło to, czego zabrakło przed wejściem do wody; w pewnym zakresie komunikacja nie zaistniała.
Należy omawiać nurkowania przed i po – służy to identyfikacji tego, co możemy poprawić, co pominęliśmy, ale też do umocnienia tego, co robimy dobrze, a to z kolei przyczynia się do nauki i tym samy zwiększa wydajność i bezpieczeństwo naszych nurkowań. Mimo wszystko to było udane nurkowanie, z którego wyciągnęliśmy wniosek - jak czegoś potrzebujesz to powiedz o tym i upewnij się, że zostałeś zrozumiany.
Planujemy już kolejne nurkowanie – tym razem w Svobodnych Heřmanicach w Czechach.
Chętnych serdecznie zapraszamy do udziału.



Komentarze